Dawno nie pisalam, bo odpoczywalam...Swieta? git, z psem u babci...wigilia u cioci Leokadii (Marek nabija sie z tego imienia - swinia), pies po pierwszym dniu swiat sral dalej niz widzial...z efektami dzwiekowymi...porazka, ale kazdy chcial byc dobry dla psa i wpcyhal w niego co chcial...niewychowaniiii.
Sylwester? do dupy...M. klocac sie z kumplem, ktory nas odwiedzil (w skrocie - kumpel lobuz, ale zonaty i dzieciaty, dziecko zafundowala im zona, przy tylko delikatnej zgodzie G. - M. uwaza, ze jest frajerem i pantoflem, rozgorzalo na dobre). Sek w tym, ze wykrzyczal mu, ze malzenstwo to idiotyczna instytucja, a dziecie? na Boga, on nie zamierza sie rozmnazac :(...no, czym niezle mnie dobil. Bo z jednej strony nie mowie, ze juz chce nastawiac tylka zeby wydac potomstwo, ale z drugiej strony, za kilka lat pewnie tego bede chciala, tak samo jak chcialabym zostac Pania W...Eh, chyba, zadna kobieta nie chcialaby tego uslyszec...a juz na pewno nie w Sylwestra...boli do dzis :( i szczerze mowiac nie bardzo wyobrazam sobie jak to sie skonczy...jesli znow zdarzy sie powtorka z rozrywki, to uznam, ze to ja jestem lewa. Dochodze do tego, ze kobieta powinna byc suka, zimna, żądac, wymagac, niewiele dajac w zamian...wtedy kazdy gest dobroci jest na wage zlota, doceniany jak sztaby zlota, ot co. Wiec kto wie, moze ten rok bedzie hiper przelomowy...tylko ja nie wiem, czy mam jeszcze sily i ochote na przelomy. W dupe jeża, tyle powiem.
Wczoraj jednak spedzilam mile popoludnie, wieczor i kawalek nocy...wydarzenie jak z gazet :) pt: "gotujemy z przyjaciolmi". W podstawowce mialam niezgrana klase, w sredniej szkole tez, na studiach nic sie nie zmienilo...ale jednak bylo pare osob, ktore do dzis trzymaja ze soba kontakt - my = ja, Patrycja, Igi i Marek (wylaczyla sie tylko Ew, ktora wyszla za wiejskiego chlopa i wlasnie za miesiac bedzie mu rodzic dziecko). Tak wiec owszem 4 artystow nadal trzyma sie razem...spotykaja sie w ciezko zdobytym, wycharowanym domu, swietnie wykonczonym i super zaaranzowanym - domu Igiego i Patrycji.
Wczoraj zycie toczylo sie w kuchni...gotowanie. Ja zmajstrowalam 3 pizze, Patrycja i Igi salatke "pollo", do tego wino karlo rossi :) i piwo :) do kompletu film Juno i Lejdis, no i pies, ykhmm suka Freja, labradorka. Impreza przednia...wyglupy, wspominanie starych czasow, czasow studiow, opowiastki z pracy (ja, Igi i Patrycja pracujemy razem od pewnego czasu). Coz tu gadac, to chwile, kiedy chce mi sie zyc. Oh yeah.
Dzis WOŚP, nie jestem specjalnie dobrze nastawiona, Jurek niby "autorytet" zarabia na orkiestrze tyle, ze przez caly rok nie musi pracowac...nie nie, nie mowie, ze to zla taka orkiestra, w koncu dzieci horuja i ta kasa im mocno pomaga, ale jaka to charytatywnosc? ze Jurus pakuje w kabze...rozumiem, ze fundaja musi miec srodki itp. Ale on sie tak wielce burzy, ze artysci zadaja kasy za granie koncertow, ze powinni tylko za koszty podrozy zagrac...To do cholery dlaczego on hipokryta nie prowadzi tego tylko za koszty przygotowania? tylko napucha kieszenie? przyganial kociol garnkowi...bleee.
Pozdrawiam wszystkich, ktorzy mnie odwiedza (malo Was ostatnio), zycze Wam wszystkiego naj, zeby 2009 byl dla Was o wiele lepszy niz 2008, lub przynajmniej nie gorszy :(. Ja mam nadzieje, ze u mnie sie conieco wyklaruje. W te albo wewte.