...ok, juz chyba czas najwyzszy, ale uwierzcie mi, odkad moje domostwo zamieszkala labka Freja to nie mam czasu na nic, czuje sie jak matka karmiaca...rano wstaje o 6.00 na pieszczoty, spacer i papu, potem sama sie szykuje do pracy umilajac mojej pupilce poranek, potem moze nawet drugi spacer...o dziwo nawet "zdanzam" umyc wlosy, wysuszyc, wyprostowac...sama siebie zadziwiam...hmmm...a moze to farmakologia powerowa? no...w kazdym razie posiadanie psa mi sluzy, moze poza tym, ze "Frełka" (jak mowi na nia moja mama) zjada z trawy, z rewiru przysmietnikowego, wszystko co popadnie...TTTM (ten-typ-tak-ma)...a ze ludzie mieszkajacy w bloku naprzeciwko nie lubia marnowac jedzenia to dokarmiaja nim zwierzeta roznego rodzaju (czym popadnie - surowa watrobka, ser bialy i zolty, chleb, bulki, makaron, cale ziemniaki, gotowane i surowe, kapusta, kurczak, kosci, surowka, skory z miesa...kompletnie wszystko...uczta nie lada)...labradory tak maja, ze sa wiecznie nienazarte i pchlaniaja wszystko...WSZYSTKO...a dzis? niestety zjadla tylko sniadanie (karme bewi dog + brit + olej z winogron), bo dzis idziemy na przeswietlenie stawow biodrowych...laby maja to do siebie, ze przy nadmiernym wzroscie cos sie moze pochrzanic z nogami...
...w pracy wir...wprawdzie staramy sie opanowac wszystko, ale czasem jest ciezko...dzis na szczescie zrobilam kawal roboty na dni opola 2007...chce zrobic jak najwiecej zanim wyjade do Rosji, w koncu nie bedzie mnie 2 tygodnie, i Maciek bedzie musial sobie ze wszystkim poradzic...da rade...glowka pracuje...wiec...do zrobienia mam jeszcze wystawe plenerowa...chociaz wiekszy jej zarys i przygotowanie jej do produkcji, a potem fleww...nad bajkal...GREAT BAIKAL LAKE...a jak wroce to zacznie sie "kolo macieju", robota, robota i delegacje...i to w dlugi weekend majowy...dobrze, ze przynajmniej bedzie to zrekompensowane wizyta na world press photo general exhibition, ale potem niestety harowka przy naszej wystawie...a potem...czas pomyslec o wakacjach...baltyk? adriatyk? egejskie?
...jesli juz o bajkale, a pewnie juz o tym pisalam, to to juz niedlugo...za 2 tygodnie...poznam tereny, o ktorych nawet nie snilam...7.000 km od domu...mroz wiatr i snieg (odwilz nie wystepuje)...wiadomo, ze bede tam robic mase zdjec...a potem zrobie strone :-)...
...ale po drodze jeszcze bal...galeryjny...sluzbowy...palam checia zakupu nowej sukienki, ktora potem przyda mi sie na rysia wesele...itp....juz nie mowie o tym, ze wlosy tez musialabym zrobic? tylko kasy brak...az boje sie pomyslec o tym, kiedy zaczne splacac komputer...
...a moze wierni blogowicze zechcieliby sie zrzucic na moj nowy image...pomyslmy...wizyta u Ady (frisieur) to bagatela 160zl, wiec 32 osoby musialyby mi podarowac 5zl, lub 80 osob 2zl...zastanowcie sie...obiecuje przeznaczyc to na moje wlosy, a efekt pokaze tutaj...ehhh...zbyt piekne...
...dobra koncze...bansia, mialas wyslac mi to do tlumaczenia...nie potrzebujesz juz?...
...za pol godziny ide do Marcina (wet - bliski znajomy)...trzymajcie kciuki, zeby wszystko bylo ok :-) !!!! OBY, na prawde uszczesliwiloby mnie to...