Archiwum 09 kwietnia 2007


kwi 09 2007 Bez tytułu
Komentarze: 2

ok...wiem, ze to pozno i bez sensu juz troche, skoro od mojej podrozy minelo juz ponad 1 m-c...ale ok, zaczne opowiadac w epizodach...nie wiem tylko jak sie to potoczy, czy bede to dopisywac do biezacej notki, znaczy sie tej obecnej, czy bede tworzyc nowe pt. np. BAJKAŁ...

...godzina 00.00 z groszem...Maciek odwiozl nas na dworzec, pociag do Wa-wy, w drodze troche snu i sykanie Zaby...juz ja wiem co to sykanie (dla niewtajemniczonych to odglos wypuszczanego powietrza przez zaslaniajace usta wasy)...ok 6.00 w Wa-wie...do 10.00 w barze dworcowym, popijalismy herbate za 5zl...potem o 10 cos pociag do Moskwy...mega...dywan w korytarzu...3 lozka w przedziale, dwa dolne skladaly sie w siedzenie...moj tato i reszta kompanow, czyli Zaba dalej zwany i Szaman...roztworzyli alkohol, ogorki i inne...co popadlo...ja oczywiscie napoj bogow czyli wino...mistrz...potem Terespol - Brześć, zmiana podwozia...bialorusinki sprzedajace zarcie i alkohol i narzucajace sie mojemu tacie...ale i tak milo...do Mińska nie dotrzymalam...poszlam w miare szybko spac...po winie...i spalam 12h...wyspalam sie jak nigdy...w Moskwie bylismy ok. 6.00, przedsionek obok drzwi byl juz mega zasniezony...w Polsce wtedy byla 5.00 rano...czyli godzina roznicy...

...Moskwa mistrz rowniez...ale bylam nieco zmeczona...o 21.15 (co widac na zdjeciach na tablicy odlotow) mielismy wylot do Irkucka...jak to pisza +/- 1h, wiec wylecielismy ok 22.15, to byl moj pierwszy w zyciu lot...ale ok, nie jestem kurka, ktora sie boi...bylo spoko...lot trwal...bagatelka 4h50min...w Irkucku bylismy (wg zegarka) o 2.50, ale ale...zegarki przestawiamy na ykhmm ykhmm...na 7.50...5h roznicy :( i to zabijalo mnie az do konca pobytu...roznica z Polska = 7h...teperatura powietrza -34 stopnie celsjusza...jak dobrze, ze moj tato jest mega KO, wiec wiedzial gdzie i jak wsiasc, zeby dojechac do hotelu Selena...zakwaterowalismy sie..aleeee...oczywiscie wczesniej na petli autobusowej kupilismy kolektiv niezly...wode, piwa i wino...kriepkoje...a mialo byc suchoje...(pierwsze oznacza mocne---18% wino!!!...a drugie wytrawne...to pierwsze niestety wytrawne nie bylo...) to byl pierwszy dzien, a raczej pozny wieczor kiedy zygalam...przepraszam wymiotowalam (w koncu jestem mgr:-))...w Irkucku bylismy w poniedzialek...mielismy pozostac tam az do czwartku...ale niestety z powodu alkoholizowania sie z ruskimi ze srody na czwartek w barze hotelowycm...nie bylismy w stanie wstac na autobus (czy tez marszrutke) do Listwianki...dupa...wyjazd w dniu nastepnym...nie wiem czy przepilam ruskich...NIE PAMIETAM!!! bansia, nawet Ty nie dalabys im rady :-)...

...kolejnego dnia moj tato pil po raz kolejny...w pijanym widzie zalatwil nam prywatny transport na wyspe Olchon...za bagaetka 5000 rubli (x 0.13gr) na 4 osoby...jechalismy i jechalismy...autem Toyota cresta...sprowadzane ze wschodu z kierownica po prawej stronie (zreszta mase aut w Irkucku ma kierownice po prawej)...kierowca jechal i jechal...tam wszedzie jest blisko...(jedna Pani mowi..."mieszkam niedaleko - 2000km stad"...ale jesli cala Rsoja ma ok. 12tys? czy ile tam, to 2000km do Pacyfiku to juz blisko)...w kazdym razie okazalo sie, ze mosk na drodze jest w remoncie...nadrobilismy ok 200km :-)...jak wyjechalismy na Olchon o 10.00 rano, to tam bylismy o 17.00, a to tylko taka przejazdzka :-)...w Khuzirze (droga szutrowa...piach i skrzypiacy pod nim mroz i lod) oczywiscie zakupy...i impreza :-)...matko, gdybym miala to opisywac w pelnej krasie, to zabraklo by i czasu, miejsca na blogu...waszej uwagi itp...ok, czesc dalsza nastapi...

oto zdziwienia, ktore mnine dopadly:
- mrozonka HORTEX ziemniaki na patelnie (po rusku czyta sie norteh)
- czekolada Alpen Gold i Ritter Sport
- Corn Flakes Nestle

...zawsze bede powtarzac, ze to wyprawa mojego zycia...zazdrosccie mi, bo jest czego...moj tato jest wielki...ta podroz byla dzieki niemu i w tym miejscu sklada mu najserdecziejsze podziekowania...(moj tato jest na zdjeciach...nie sposob nie zgadnac, ktory to:-))...

leoanne : :