Archiwum 27 listopada 2006


lis 27 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

...oto notka z kiedys tam...aktualne i ponadczasowe...niestety...

 

 

Polacy

2004-07-24 22:46
 

..."Co mnie u was, Polaków, najbardziej dra­żni, to to, że jesteście tacy niekonsekwentni i niefrasobliwi. Wierzycie w Boga, a skarżycie się na los, który wam zesłał. Nie zgadzacie się z tym losem, ale obwiniacie innych, nie siebie. To przecież sprzeczne z istotą chrześcijaństwa. Ale jak już znajdziecie winnego, to ani mu nie wymierzacie kary, ani mu nie przebaczacie. Bo to właśnie winny jest wam potrzebny, niejako na zapas, na  wszelki wypadek,  na przyszłe porażki. Żyjecie ambicją wielkości, powołujecie się na historię, ale nie przyglądacie się własnym małościom, które wam blokują drogę do wiel­kości. Wystarczą wam słowa, zadowalają cere­monie. Pozwalacie się uważać za romantyków, a w rzeczywistości jesteście bardzo praktyczni w niezadawaniu sobie trudu, nieprzemęczaniu się w pracy nad sobą. Wolicie zajazgotać każdy problem niż poświęcić mu chwilę swojego bez­cennego czasu; albo jeszcze lepiej - poczekać, aż ktoś go za was rozwiąże. A co najbardziej mnie drażni, to to, że w końcu wam się udaje!"
..."Plaża dla psów" Jacek Kaczmarski (R.I.P)

leoanne : :
lis 27 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

...siedze sobie wlasnie w pokoju (to znaczy teraz akurat podeszlam do komputera)...i wsluchuje sie w echo widelca uderzajacego w talerz...niebieski...echo wytworzylo sie z powodu ubytku wszelakich sprzetow meblowo-rtv...kladlam panele w salonie i stad ta pustka...pokoj nareszcie zaczyna przypominac salon...mam nadzieje, ze reszta, ktora zakupilam (za ciezkie dodatkowo zarobione pieniadze) sie sprawdzi i bedzie wygladac ladnie...zreszta co ja mowie...juz wyglada ladnie...

...kiedy dosiegaja mnie przykre sytuacje zawsze obwiniam siebie...juz taka ze mnie gabka...nienawidze tej cechy...chcialabym czasem tak werbalnie splunac komus w twarz...jednemu bardziej drugiemu mniej... i miec wszystko w dupie...ale nieeee...ja zawsze musze wszystko brac do siebie...chyba potrzebna mi terapia lub 3 butelki wina z Banshee...
...poza tym dochodze do wniosku, ze latwiej mi samej...wtedy potrafie podejmowac decyzje, potrafie sama sie pocieszac, spinac sie w sobie, zalatwiac rzeczy ponad sile i miare...nie zalic sie i przyjmowac ciosy od zycia, jak i podarunki od losu...a tak jedyne co mi pozostaje to uzalanie sie nad soba, ze daje sie emocjom...niekoniecznie dobrym...choc dobrym tez...zdaje sie, ze nie poddaje sie tylko "srodkowym" emocjom...raczej przezywam tylko skrajne...jedyny pozytywny wniosek w tym taki, ze oznacza to, ze nie znosze nudy i stagnacji, ze wole, kiedy jest zle, niz nijako...nienawidze nijakosci...no ale wracajac do sedna, to bycie z kims powoduje, ze momentalnie moj organizm, duch i rozum chca sie pozbyc balastu i stawiaja bagaze doswiadczen przy nodze drugiego czlowieka...a na walizce napisane jest zazwyczaj "teraz Ty mnie troche ponies"...ja wtedy zazwyczaj mam czas nad zastanawianiem sie co jest w moim zyciu nie tak...obled...byle do menopauzy...potem do piachu...

...a propos Banshee...czasem trzeba robic to, co instynktownie podpowiada organizm...nawet jesli nie jest to zgodne z Twoja natura, lub racjonalnym podejsciem do zycia...czasem poprostu trzeba isc za glosem czegos innego...nawet jesli jest to chuć...banalnie to zabrzmi, ale w takich momentach wazne jest to, zeby zalowac, ze sie cos zrobilo i wyciagac z tego wnioski lub zalowac, ze nic sie nie zrobilo i zylo sie asekurancko...

 

leoanne : :