…no i w sumie chcialam cos napisac, ale blog nie dziala…nie wiedziec czemu…wiec pisze w wordzie…potem sobie wkleje…
dawno mnie nie było, i nie wiem na czym skończyłam, ale ostatnio moje dni jakies rozchełstane były, niby nic, ale maly zapieprz…
czwartek niedziela narty…potem jakas taka szarpanina…
…dzisiaj miałam egzamin z historii sztuki, do którego zaczelam się uczyc dopiero wczoraj Kolo 16, potem o 19 zaczelam chlipac wino, dobre hiszpańskie (jak na fana realu madryt przystalo), no i pouczylam się do 21 i to wszystko…dzis najwięcej „nalizalam się” („czego sie nie najesz, tego się nie nalizesz”) na korytarzu, kiedy wpadaliśmy w popłoch, bo nikt nie uczyl się hiperrealizmu, obrylam go tak, ze wyśpiewałam dr’owi to wszystko…
…dostalam piaaaatkeee i ciesze się bardzo…bardzo bardzo…very, very very much…
teraz popijam reszte przynoszącego szczescie wina J zegnam J
…ide robic obiad dla meza